Wstęp do lasów, parków narodowych w Polsce nie odbywa się na wyłączne ryzyko śmiałków. Gdyby tak było, leśnicy nie musieliby się przejmować bezpieczeństwem użytkowników przestrzeni leśnej. Niestety, bądź stety tak nie jest.
Największym zaskoczeniem na prowadzonych przeze mnie wykładach czy warsztatach jest obecna interpretacja zwrotu nadleśniczy odpowiada za stan lasu. W roku 1991 kiedy ustawa o lasach weszła w życie, przepis był interpretowany, jako powinność dbałości o drzewostan jako mienie, nie zaś w kategoriach bezpieczeństwa turystów. Dziś ta druga interpretacja, gdy poszkodowany wypadkiem w lesie dochodzi w sądzie swoich praw, spotyka się z aprobatą składów orzekających. Od Lasów Państwowych po prostu oczekuje się, że w miejscach – zwłaszcza gdzie występuje zintensyfikowany ruch turystyczny – przysłowiowa gałąź, czy drzewo nikomu na głowę nie spadnie. W Parkach Narodowych czy rezerwatach przyrody z kolei, aby udostępnione szlaki były bezpieczne.
A jeśli już to nastąpi szuka się winnego, sprawdzając jakie działania podjęły lasy, aby do wypadku nie dopuścić.
Pikanterii dodaje fakt, że w Polsce w przypadku wypadków śmiertelnych na terenach leśnych, osobom które miały dbać o bezpieczeństwo, a tego nie robiły grozi odpowiedzialność karna. A przed nią OC nikogo nie uchroni.
Nie jest moją wolą straszenie leśników, czy masowe wprowadzanie zakazów wejść do lasu, ale uświadomienie roli prewencji, która ma skutkować zmniejszeniem liczby wypadków, oraz ograniczeniem odpowiedzialności zarządców terenu.
Szczegóły najnowszego orzecznictwa, oraz rekomendowanych działań prewencyjnych poznacie śledząc mój funpage oraz na prowadzonych przeze mnie szkoleniach.
fot. #photopiii